dziesięć litrów wody

Całe miasto cierpiało dziś znów na brak wody. Na ulicach wszyscy z żółtymi lub białymi kanistrami, w Kihande kolejka przy ujęciu. Przyniosłam dziś na głowie dziesięć litrów wody, położyłam je na głowie sama i nie wylałam po drodze prawie nic (to ważne kryteria). W porównaniu z naszymi dziewczynami – Gorreti, Hope i Sunny – jestem oczywiście rzadziakiem, bo każda z nich niosła dwadzieścia.

 

Gdy dotarłam do domu poprosiłam Natalię by zrobiła mi zdjęcie, taka byłam z siebie dumna. Postawiłam ten kanister na głowie jeszcze raz i zapozowałam z uśmiechem.

 

Może i jest z czego być dumnym gdy jest się mną, która wodę nosiła parę razy u babci na wsi czy w domu z toalety do kuchni.  To dla nas nowe doświadczenie, odmiana, coś ciekawego. Dla ludzi tutaj ciekawe to wcale nie jest.

 

Taki dziesięciolitrowy kanister zaraz przede mną włożyła sobie na głowę siedmioletnia dziewczynka. A w rękę wzięła jeszcze pięć litrów. Gorreti mówiła, że na jej wsi droga od ujęcia do domu zajmowała godzinę. Gladys mając lat jedenaście lub dwanaście nosiła dwadzieścia litrów z odległości czterech kilometrów. Tych dwudziestu litrów też doświadczyłam, po kilkuset metrach chciały mi odpaść ręce.

 

Gdy słucham o przeszłości moich przyjaciół stąd, gdy rozmawiamy o tym, jakich muszą teraz dokonywać wyborów, jaka czeka ich przyszłość – podziwiam, czasem mnie to nawet zasmuca. Najciekawsze jest jednak to, że bardzo niewielu z nich jest smutnych. Ludzie rzeźbią w tym, co mają, robią z tym co się da najlepszego. Nie marnują czasu na narzekanie.

 

Każdy z nas ma w życiu trudności, są one od siebie różne bo różne są nasze rzeczywistości, nasze kultury, nasze sposoby życia. Nasze trudności, moje trudności dotychczasowe, nigdy nie zeszły na poziom tak podstawowy jak woda, dlatego mogły pojawiać się trudności wyższe, jak stres w pracy, problemy egzystencjalne, nawet problemy wymyślone z braku problemów. Może czasem patrząc na tutejszych ludzi pomyślisz, że wiodą bardzo proste życie, może zdziwisz się, że nie chcą sięgać po więcej. Czasami może rzeczywiście nie chcą, czasami nie wiedzą, że mogą. W większości przypadków jednak najzwyczajniej w świecie nie mogą. Bo muszą przynieść wodę, rozpalić ogień, ugotować dla armii krewnych, wyprać, posprzątać, przynieść wodę znów, ugotować, przeczekać największy upał, odpocząć, zarobić gdzieś jakieś pieniądze i tak w kółko.

 

Czy ta myśl wiedzie ku jakiejś konkluzji? Chyba tylko takiej, że warto jest mieszkać tu tak długo jeśli jednym z owoców tego mieszkania jest taka myśl.

1 komentarz

  • Gunia

    W tym wszystkim chyba nie chodzi o „rodzaj i wielkość” problemu tylko o to czy ma się z kim przez to wszystko przejść. Jeśli się robi coś dla kogoś kogo się kocha wszystko wydaje się być wtedy małe… Jeśli problemy i ciężkie życiowe sytuacje przechodzimy z kimś najważniejszym wszystko nagle staje się proste, bo warto razem 🙂

    Też jestem z Ciebie dumna za to 10 litrów oczywiście… I nie tylko za to 😉

    P.S. W takich momentach często przypomina mi się obraz: ja wracająca z zakupów na każdym ramieniu torba co najmniej 10 kg i na szyi opleciona nogami w pasie wisząca ok 15 kg Asia… Też było ciężko ale warto…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *