dizajn
Ugandyjskie kobiety cierpią w imię fryzury. Widziałam nie raz w naszym domu, gdy nawzajem zaplatały sobie włosy wykrzywiając przy tym twarz z bólu. Dziś poszłyśmy z Gorreti, by zadała jej ból profesjonalistka. Poszłyśmy zrobić dizajn do salunu.
Saloon mieścił się nie w mieście, a po drugiej stronie Kihande. Ceny są też po drugiej stronie w stosunku do miejskich, co stanowi istotny czynnik w wyborze. Kolejnym czynnikiem było spokrewnienie Gorreti z właścicielką (trzeba Wam wiedzieć, że w przypadku Gorreti ciężko wskazać miejsce w okolicach Masindi, w którym NIE MA jej krewnych).
Wróćmy do dizajnu. Procedura zaczyna się od nałożenia substancji zwanej Hair Relaxer, która wbrew nazwie nie relaksuje włosów a je przypala. Przypala po to, by były miękkie i proste. Na miękkich i prostych po zmyciu Relaxera i nałożeniu dwóch odżywek włosach zaczyna się wymyślać dizajn. Może fale? Może loki? Może zaczesane na bok? Gorreti zdecydowała się na loki więc w ruch poszły tradycyjne wałki. Pochwalić się muszę, że do dizajnu dołożyłam swoje trzy szylingi, bo suszenie wielką suszarką powierzono właśnie mnie. I już! Pozostaje tylko ułożenie, wsmarowanie w skórę wazeliny, spryskanie olejkiem i gotowe!
Dizajnem można cieszyć się w porywach nawet do kilku dni. Nie sam dizajn jest jednak najważniejszy, a procedura zmiękczania i prostowani włosów. Czesanie włosów jest dla tutejszych kobiet katorgą – są sztywne i splątane i szarpanie szczotką boli. Po użyciu Relaxera włosy będą gładkie przez dwa miesiące! A gdy łatwo się czesze, to dizajn codziennie można mieć inny.
Nie przeszkadzałyśmy sobie dzisiaj aparatem, dlatego kilka zdjęć z salonu (zrobionych starym telefonem, którego tu używam) nie jest najlepszej jakości. Ale zawsze trochę można podejrzeć.