slowly, slowly
Gdybym miała scharakteryzować jakoś otaczający mnie świat, to całość zamknęłaby się w wyrażeniu slowly, slowly… Tutaj mówi się wolno, chodzi się wolno, pracuje się wolno. Widzę już po sobie, że zaczęłam zwalniać. Mówię z jakimś dziwnym zaciągnięciem, chodzę trzy razy wolniej niż zwykle, nawet słowo yes zyskało w środku bardzo długie „e”. Nie umiem zwolnić w jedzeniu, zjadam (pożeram) zawsze najszybciej ze wszystkich.
Jakby zastanowić się głębiej, to nie widziałam dotychczas nikogo kto biegnie. Nawet nikogo, kto szedł przyspieszonym krokiem. Na wszystko jakoś jest czas. A może po prostu nie ma za dużo do zrobienia? A może do zrobienia jest tyle, ile da się zrobić?
Jednym słowem: „spiesz się powoli”