Window of Life
Moja rodzina w Ugandzie.
W Window of Life spędziliśmy niecałe 5 dni. Dni przeplatane wyjściami do miasta, spotkaniami, wyjazdami.
Dzieci są w domu krócej niż kiedyś. Szkoły zamknięto na dwa lata ze względu na pandemię, teraz lekcje trwają dłużej i odbywają się nawet w soboty. Dzieci wychodzą o świcie i po południu wracają do domu kolejne grupy wiekowe. Organizacja domu wymaga od cioć i Marii dużego zaangażowania. Pomaga Mama Musa (kobieta jest mamą chłopca o imieniu Musa, stąd jej przydomek), która codziennie pierze, pani sprzątająca oraz Roger – pracownik socjalny. Dom jest nadal bardzo dobrze zorganizowany, jest po prostu trochę inny niż kiedyś. Rozwija się!
Z Marią spędziłyśmy owocny czas na dyskusji o wolontariacie w domu dziecka, mamy za sobą też niezliczoną ilość śmiechu (to poczucie humoru!), dużo zwierzeń, wspólnego milczenia też.
Hope powitała mnie chowając się za drzwiami i strasząc – jak zwykle! Jak zwykle robiła najlepsze chapati na świecie. Dla Sunny zaś ukłony za ryż z fasolą – naprawdę dobry, choć wiadomo jak to u mnie w tym temacie.
Pożegnania nigdy nie są łatwe. Żywię jednak uzasadnioną nadzieję, że zobaczymy się szybciej niż za 6 lat!
My wyruszyliśmy dziś na południowy-zachód do miasta Fort Portal. Jutro natomiast jedziemy dalej – nad jezioro do Jasia!
A Marcin powiedział: Jeżdżenie boda-boda nie jest takie straszne. Da się przyzwyczaić.