hi hi hi
Najgorsze są te małe, cichutkie chichoty losu. Gdy z ulgą kładziesz się do łóżka i rozpoczynasz procedurę opuszczania moskitiery. Parę komarów wypiło już twoją krew więc jesteś bardziej uważny i ostrożny. Siadasz na łóżku, ściągasz siatkę z góry, układasz wokół siebie, wciskasz po bokach między materac a ramę łóżka. Sprawdzasz z każdej strony czy aby nie ma niedoróbek. Nasłuchujesz, czy żaden komar nie wprosił się na noc. Sprawdzasz, czy mysz nie przejdzie.
Nie, jest wyśmienicie. Cudownie.
Kładziesz poduszkę, wyciągasz się wreszcie wygodnie i przykrywasz lekkim prześcieradłem.
I właśnie w tym momencie czujesz, że chce ci się siku.
I co wtedy robisz? Hi, hi, hi. Dobrej nocy!!! . A rano sprawdź czy prześcieradełko jest suche.
Hmm… Jak to łatwo wroga zrobić z komarka… Tyle zabiegów wokół tej wojny. A tymczasem to własny pęcherz okazuje się Brutusem!