co słychać w Ugandzie?
Takie pytanie dostałam dzisiaj w smsie z Polski. Odpowiedziałam inaczej, ale co naprawdę słychać?
Między drugą a czwartą nad ranem słychać wściekłe szczekanie naszej suczki Police, która swój posterunek urządziła pod moim oknem i ostrzegała wszystkich przechodzących za ogrodzeniem, żeby nie ważyli się wejść. Między piątą a szóstą nad ranem słychać zaśpiew z meczetu oznaczający, że wierni zgromadzili się na modlitwie. Od siódmej (po rytualnym gulgotaniu indyków) słychać rozmowy z głównego domu i szykowanie się dzieci do szkoły.
Przez cały dzień z różną intensywnością słychać krzyki dzieci, melodie śpiewanych piosenek, śmiech cioć i nasze polskie rozmowy. Wszędzie lunyoro i angielski. Słychać muzykę i dźwięki filmów z telewizora, rozmowy sąsiadów.
Przed zachodem słońca słychać śpiew z protestanckiego Miracle Centre Church pomieszany ze śpiewem z meczetu z drugiej strony. Po zachodzie nadawanie owadów brzmiących jak strażackie syreny, cykanie świerszczy, czasem szum wiatru lub deszcz.
Nie ma ciszy, choć może tego by się człowiek na wsi spodziewał. Najlepsze jednak jest to, że przyzwyczajeni do tej całej mieszaniny nawet nie zwracamy już na nią uwagi (może poza ujadaniem Police w środku nocy).
Poniżej trochę dzisiejszego dnia. Nie dźwięki a obrazy. Nasze Kihande i pamiątka z urodzin Promise. Dziś skończyła czternaście lat!