o Masindi w Krakowie
Wspaniała okazja do opowiedzenia o Window of Life zdarzyła się dziś za sprawą znanej mi od głębokiego dzieciństwa Oli. Ola postanowiła, że w swojej firmie zorganizuje paczki dla naszych dzieci i cioć.
Jako przystawka i zachęta w projekcie, jeszcze przed akcją zbierania rzeczy zjawiłam się w Krakowie by przestąpić próg firmy, przy okazji przekonując się, że boję się wielkich budynków, bramek, drzwi z szyb i recepcjonistów. Poważnie rzecz ujmując, nie jestem zupełnie przyzwyczajona do korporacyjnej architektury przestrzeni i kultury tych wnętrz. Zawsze jest to jednak doświadczenie ciekawe i pozwala walczyć ze swoimi lękami.
W kilkunastoosobowym gronie zebraliśmy się w sali o wdzięcznej nazwie „Freedom”, by porozmawiać o Ugandzie i domu Window of Life. Cieszę się zawsze na takie spotkania, na zetknięcie z drugim człowiekiem. Z egoistycznego punktu widzenia jest to dla mnie radość niezmierna, bo lubię opowiadać o Window. Gdy opowiadam to tak, jakbym znowu tam była.
A w nocy byłam! Śniło mi się, że byłam. Tak bardzo realistycznie, że aż rozmawiałam z Gorreti idąc ulicą w mieście i obudziłam się zaraz przed wejściem do sklepu Patricka.
Dziękuję Oli za zaangażowanie i podjęcie się liderowania społecznej inicjatywie dla Window of Life. Dziękuję za zaproszenie mnie do Krakowa i za umożliwienie spotkania. I za piękne widoki na rynku i dzisiejsze słońce również!
Z opóźnieniem, ale to JA dziękuję! Działamy 🙂