pan tadeusz, pan mansur i christopher

Spotykam tutaj bardzo dobrych ludzi. Ludzi, którzy urzekają mnie swoją bezinteresownością, swoją otwartością, postrzeganiem drugiego człowieka.

 

Pierwszym z nich był Pan Mansur, który został ze mną do dziś. Gdy siedziałam w szpitalu z Promise odwiedził nas z nową dostawą owoców. Zawsze mnie poszukuje, chce mnie przywitać i zapytać jak się mam. Dziś odwiedził nas znowu, znów pytał o mnie, zaprosił do siebie po świeże banany i awokado dla naszej rodziny. Nigdy niczego od nas nie oczekuje, zawsze chce tylko przemknąć ze swoimi podarkami. Jest skromny, jest wesoły, jest młody mimo siedemdziesięciu jeden lat zapisanych w dowodzie. Był pierwszą osobą, która pozwoliła mi uwierzyć, że są tu ludzie którzy chcą także dawać, nie tylko brać.

 

Kolejny był Christopher. Już od dawna chciałam Wam o nim opowiedzieć ale jakoś nie znalazłam okazji. Christopher śpiewa i tańczy w Miracle Centre, pamiętam, że już w pierwszą niedzielę zwróciłam na niego uwagę. Wyglądał mi na piętnasto- czy szesnastolatka (ma prawie dwadzieścia jeden), ruchy czarne, uśmiech od ucha do ucha. Christopher odwiedził nas po raz pierwszy gdy świętowaliśmy zaślubiny Marty i Rika, wpadł niespodziewanie ale przecież obiecywał, że wpadnie. Opowiedzieliśmy mu historię Promise, on zaś podzielił się z nami myślą, że chciałby pomagać dzieciom. Prawdziwość takiej myśli widać od razu – widać, jak mówi do naszych dzieci, każdemu z nich przyniósł wtedy prezent, potrafił słuchać. Z natury jest cichy i skromny. Zainteresował się Promise bardzo i wiecie co? Od czasu gdy się o niej dowiedział odwiedzał ją w szpitalu prawie codziennie. Niezależnie od tego, kto z nas był akurat przy niej, Chris potrafił spędzać z nami kilka godzin. Za każdym razem coś dla Promise przynosił, bardzo przywiązała się do piłki, którą od niego dostała.

 

Marzeniem Chrisa jest wyjechać do Europy. Ma nadzieję w grudniu lub styczniu odebrać paszport i wyjechać za granicę do pracy by zaoszczędzić pieniądze. Chce zobaczyć Polskę, największym jego marzeniem są Niemcy. Patrząc na niego, słuchając tego co mówi, nabieram głębokiego przekonania, że mu się to uda. A jeśli tak, to z radością go w Polsce ugoszczę.

 

Na osobną historię zasługuje pan ze sklepu na rogu, który codziennie uczy mnie lunyoro. Za nim w kolejności właściciel sklepu w centrum miasta, kilka osób z Miracle Centre, nasza Goretti, Hope… Sporo tych dobrych ludzi tutaj mam.

 

A Pan Mansur dzisiaj pożyczył mi książkę. Zachodzę w głowę, po co mu książka w języku polskim i to jeszcze tak wyrafinowanym jak mickiewiczowski. Może po to, by czterdzieści lat później mógł ją pożyczyć pewnej Polsce z sąsiedztwa, która w szkole olała równo przymus jej przeczytania.

 

4 komentarze

  • My

    No, no, no. Chyba niepotrzebnie ujawniłaś brak pilności w temacie lektur szkolnych. Radzimy szybko ten brak nadrobić, bo rządząca aktualnie ekipa najlepszych patriotów może Cię ze znajomości lektur odpytać po powrocie do kraju ojczystego. A zdjęcie powinno być podpisane „Pan Tadeusz i muzungu Anti Beti”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *