zmiany
W naszym (moim) życiu szykują się zmiany. Jutro dołączy do nas trójka nowych wolontariuszy z Niemiec – Alice, Sophia i Bastian. Myślałam o nich dzisiaj, bo właśnie przeżywają swoją pierwszą noc w Ugandzie. Wspomnienie lotnisk, przelotu, pierwszego zetknięcia z Ugandą zostanie we mnie pewnie do końca życia. Ciekawa jestem, jak to jest przeżywać coś takiego nie samemu a w grupie rodaków.
Z okazji przybycia wolontarystycznych posiłków dziś po raz ostatni śpię w domu wolontariuszy. Od jutra zamieszkam w domu dzieci i cioć, będę dzielić pokój z najstarszą Majorinne. Z każdym dniem i tak spędzałam tam coraz więcej czasu. Mam wrażenie, że teraz właśnie stanę się prawdziwie częścią rodziny.
Wczoraj wybrałam się do miasta po mleko dla najmłodszej Lorinne. Pierwszy raz deszcz zastał mnie nie w domu, a właśnie podczas miejskich wędrówek. Był tak silny, że nie dało się przeczekać go pod byle daszkiem – wprosiłam się więc do przypadkowej księgarni, gdzie przesiedziałam dobre pół godziny. Spadł grad, a w Ugandzie zdarza się to podobno raz, góra dwa razy w roku. Deszcz padał nie strugami a ścianą.
Nie jest łatwo wracać pieszo w labiryncie malutkich potoków, które płyną drogami po tak ostrym deszczu. Ostatnio staram się jednak chodzić, nie korzystam z boda. Gdy dotarłam do domu stopy miałam zupełnie brązowe.
Na górze jedno z pierwszych zdjęć jakie zrobiłam w Ugandzie. Pstryknięte szybko i nerwowo z autobusu na trasie Kampala – Masindi.
Od zawsze wiadomo, że w grupie jest raźniej („kupy nikt nie ruszy”). A w grupie rodaków tym bardziej. A Ty przeżyłaś to na swój wymarzony sposób (jesteś debeściak). A z drugiej strony patrząc – przecież wszyscy ludzie braćmi naszymi są. Wiśta wio – łatwo powiedzieć – prawda? P.S. Zieleń przecudnej urody jest.
A ja myślę, że taka samotna podróż jest o wiele lepszym doświadczeniem. Wtedy wszystko przeżywasz Ty, bez żadnej pomocy, cała jesteś w tym miejscu, chłoniesz wszystko w dookoła i od samego początku jesteś w stu procentach w tej kulturze, tym pierwszym zetknięciu z nowym światem. Nie masz ochronki w postaci możliwości przestawienia się na swój „bezpieczny” język i to Ty musisz dostosować się do zastanej rzeczywistości. Jeśli jest Was więcej ten proces trwa dłużej i mogą tworzyć się niepotrzebne bariery.
Niezwykle ostre to zdjęcie jak na robione na szybko w autobusie.
Ja spędziłam za granicą kilka lat, ale grupie ziomków. Rzeczywiście to zmienia percepcję i w pewnym sensie izoluje nieco do otaczającego świata i ludzi. Wprawdzie w pierwszych 2 -3 latach sporo czasu spędzałam na samotnym szwendaniu się po wielkim mieście, w którym mieszkałam i było co oglądać, ale nigdy nie zintegrowałam się z tamtym środowiskiem. Fakt – inne czasy, inny świat.
Jak czytała Twoje relacje z pierwszych 2-4 dni, to byłam ciut przerażona i pełna uznania dla Twojej odwagi.
Podobnie jak reagowała podczas podróży Gosi.
Wy Kochani Młodzi naprawdę żyjecie w innym świecie.
mama Bogna mÄ drze rzecze – Ĺźyjemy w innym Ĺwiecie. Co sobie nie wymyĹlisz to jesteĹ to w stanie zrobiÄ bez wiÄkszego ambarasu. Tylko chÄci trza.
Mam wraĹźenie, ze Twoje przeĹźycia, przygody, podróş sÄ tylko Twoje i dziÄki temu bardziej ekscytujÄ ce. Dobrze Cie czytaÄ 😀 dla mnie to jak fabularna opowieĹÄ – zasiadam wieczorem i wĹÄ czam kanaĹ Halo Uganda 🙂
Love!