bye bye, Masindi
Za 4 godziny opuszczamy Masindi.
Za 4 godziny opuszczamy Masindi.
Ostatnia niedziela w Masindi.
Niedługo nadejdzie czas by opuścić Masindi, pozostaje więc tylko pokazać Wam kilka obrazków z życia.
Zamieniłyśmy się z Marią ubraniami i językami.
Życie toczy się bardzo powoli. Myślę, że tak naprawdę dopiero wczoraj dostosowałam się do tutejszego rytmu.
Nie pierwszy raz przyszło mi odwiedzić polski Kościół w Nyabyeya ale pierwszy raz wiozłam ze sobą czyjąś historię.
Czy pamiętacie kim jest Gladys?
Niedługo przed wylotem skontaktowała się ze mną ciocia siedmioletniego Olafa.
Gdy się nie widzimy, piszemy listy.
Takie pytanie dostałam dzisiaj w smsie z Polski. Odpowiedziałam inaczej, ale co naprawdę słychać?
Pierwszy pełny dzień w Window of Life Babies Home właśnie trwa. Co czuję? Samą radość!
Pierwsze razy są zawsze niezapomniane.
Wczoraj dotarł do mnie list z Masindi.
Dokładnie rok temu upływał mój pierwszy pełny dzień w Window of Life Babies Home w Masindi.
Dzisiejszej nocy objawiła mi się smutna prawda.
Wspaniała okazja do opowiedzenia o Window of Life zdarzyła się dziś za sprawą znanej mi od głębokiego dzieciństwa Oli.
Budowanie relacji daje możliwość obserwowania zmian.
Wystąpili: Franciszek Borowiecki, Kaligonza William, Ignacy Borowiecki, Kiisa Godfrey, Marta Borowiecka, Murungi Martha, Antonina Borowiecka, Promise, Nassaazi Grace, Tumusiime Majorine, Geoffrey, Kemigisa Sabrina, Buyaka Joshua, Biyaruhanga Mesarch, Talemwa Sadhat, Businge Dennis, czyli dzieci z Window of Life Babies Home i rodziny Borowieckich z Polski. Muzyka: Maurice Kirya 'Mulembe Gwa Kirya’
25 maja świętujemy Dzień Afryki.
Goszczenie w radiu przynosi niezwykłą wartość dodaną.
Przyszedł czas na opowieść o przyjaciołach, czyli ważnych ludziach z otoczenia domu Window of Life, którym zawdzięczam bardzo wiele.
Opowiadałam o Window of Life i Ugandzie.
W niecały tydzień po powrocie wymyśliłam sobie plan.
Jak wygląda życie po Ugandzie?
Nigdy wcześniej nie wracałam z półrocznego pobytu w Ugandzie. Powrót do domu w Polsce jest kolejnym nowym doświadczeniem.
London Heathrow, Terminal 3. Szczęśliwie pokonane tysiące kilometrów i tylko kawałek dzieli mnie od Polski.
Ostatnie dni to niespodzianki od przyjaciół, wycieczki, aerobik i bieganie z lokalną grupą sportową (w wykonaniu Magdy i Natalii), niedzielne naleśniki z Nutellą na śniadanie (znów Magda i Natalia, Beti na zmywaku), stopniowe pożegnania, ostatnie odwiedziny (jak u Gladys, która chodzi coraz lepiej lub Pana Mansura, który zdejmuje dla nas kokosy).
Nie ma co się łudzić, do wyjazdu z Masindi zostało osiem dni.